Wow, tak, wow. Bo wcinając słodycze jak szalona i biegając przez ostatni tydzień prawie dzień w dzień mam na wadze 88. A było 90. I generalnie, mój brzuch wygląda trochę inaczej, niż z 88 kg bez biegania. Jezu, to jest naprawdę szalone, ale ja kocham biegać. Jestem już u siebie, karnet zawieszony na dwa tyg, nie biegałam od poniedziałku ( bo prawie oderwałam sobie paznokcia, więc stanowczo odradzam biegać nawet w delikatnie przyciasnych butach! ) i tęsknie, brakuje mi tego, nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Jak dobrze, że spor potrafi uzależnić równie mocno co słodycze.
Wciskam się w swoje spodnie, rozmiar mniejsze, które nosiłam z wagą 77. Z tym, że wszystko mi się wylewa, a one zjeżdżają ze zbyt okrągłego tyłka. Teraz nadchodzą święta i nie oszukujmy się - albo przytyję, albo będę stać w miejscu. Przez te 3 dni pewnie nie będę się ograniczać, ale chyba włożę na siebie ciuchy i pójdę biegać w teren. Ostatnio oglądałam filmik na yt, na którym dziewczyna mówi, że nie ma złej pogody do biegania , tylko źle dobrane ubrania. Dlatego staram się trzymać pogodę ducha i po świętach ruszam z kopyta, bo zanim się spojrzę, będą wakacje! O ile zaliczę matmę w tym semestrze - pochodne i historia próbują mnie wykończyć ;( Najgorsze na studiach są właśnie przedmioty ogólne, które muszę odbębnić w pierwszym semestrze. Ale będzie dobrze, musi być! Trzymajcie się ciepło! Jeszcze niedługo się odezwę :)
 |
a takie nogi będę miała w lipcu, o ;) |