kwiecień 29 30
maj 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10...
czerwiec

poniedziałek, 26 maja 2014

029. puk puk

Powoli opanowuję swój stres w pracy jest odrobinę lepiej. Niestety apetyt też wrócił, chociaż jem mniej, bo żołądek mi się na tyle skurczył, że wiecej nie mogę. I nie wmuszam.
Dzisiaj w końcu ruszę się po zajęciach na siłownię, pobiegam trochę na bieżni. Tłuszcz się sam przecież nie spali, zwłaszcza że wczoraj przesadziłam z ciasteczkami żurawinowymi. Więcej ich nie kupię, są zbyt smaczne ;)
Jutro będę w stanie się zważyć, bo dzisiaj prawdopodobnie kupuję baterię do wagi.

PS puk puk, jest tu kto?

wtorek, 20 maja 2014

028. I've been losing sleep

 Wykańczam się. Już bardziej psychicznie niż fizycznie. Chociaż to, co dzieje się w mojej głowie ewidentnie ma wpływ na możliwości fizyczne. Brak mi siły na cokolwiek. Chodzę do tej pracy, która jest sprawczynią całego zła. Uczę się, popełniam błąd i chcą mi od wypłaty uciąć prawie 200 zł. Pracuję po 12 h, a wychodzi na to, że w maju zamiast 9,5 zł za h, zarabiam 6 zł. Uważam, że to cholernie niesprawiedliwe, mam za sobą dopiero 5 dniówek, a już odpowiadam za to z własnej kieszeni. Nie podoba mi się to, nie opłaca, wykańcza na każdy możliwy sposób. I z jednej strony szkoda mi rzucać robotę, bo mogę sobie dorobić i kupić fajne rzeczy, a z drugiej wypruwam z siebie flaki a i tak dostaję mniej, niż powinnam. A najgorsze jest to, że nie potrafię się sprzeciwić, powiedzieć swoje racje, walczyć o swoje.
Jestem w dupie, kropce, jak zwał tak zwał.

Wyładowała mi się bateria w wadze, a szkoda mi nawet dychy na nową, bo szykują się inne wydatki.
Życie ssie i za każdym razem, jak zaczynam czuć się mega szczęśliwa, dostaję solidnego kopa w dupę, którego odczuwam jeszcze długo, długo. Nie wiem co robić.



niedziela, 11 maja 2014

027. I’m ready for the start of something new

 Ostatnie trzy dni, to był wielki stres. Pierwszy raz poczułam, co to znaczy nie móc jeść ze stresu. 12 godzinne zmiany. Od 6.30 do 22 jadałam 4 posiłki, w tym 3 razy kanapka lub bułka, jeżeli dobrze poszło. Padałam na twarz, nogi chciały mi odlecieć. 
No i spodobał mi się chłopak, który tam pasuje. Ale nie robię sobie nawet nadziei, w końcu kto by się skazał na plus minus dziewięćdziesięcio kilogramowego wieloryba?,
Jutro odpoczynek, bo czeka mnie tylko nauka. A pod wieczór będę ćwiczyć, bo zapowiedziała mi to moja współlokatorka (która rusza się raz na ruski rok, wpieprza fast foody i jest szczuplutka. Gdzie tu kurde sprawiedliwość?!) !


środa, 7 maja 2014

026. Flight facilities

 Długo mnie tu nie było.
Zaglądałam, chciałam skasować, coś mnie powstrzymywało i tak w kółko. Bałam się i to skasować i tu napisać. Bo w obu przypadkach musiałabym się przyznać, że zawaliłam. Minęło kilka dobrych miesięcy, a ja zamiast ruszyć do przodu, to stoję w miejscu lub się cofam.
Nie panuję nad sobą, nie potrafię. Wypracowana kilka lat temu silna wola uśpiła się gdzieś tam w zakamarkach mojej głowy, a ja na widok czekolady kapituluję bez walki. Czasami sobie myślę - po co się męczyć? Żryj, jak ci to sprawia przyjemność. Będziesz szczęśliwsza po czekoladzie, może z czasem pogodzisz się ze swoim wyglądem. I może by tak było. Ale za każdym razem, jak widzę swoje plecy w lustrze - tak, plecy - to nie wiem co mi się z głową porobiło, ale widzę swoją 'olbrzymiość' właśnie po nich, to przykre.
Studiuję, dostałam pracę weekendową i zaczynam już w piątek. I muszę się ogarnąć, naprawdę. Przykro mi patrzeć już nie tyle na siebie, a na to co wyrabiam. I na to, że zawsze kończy się to właśnie taką notatką na blogu.