Nie wiem co się ze mną dzieję, ale jestem jakby w amoku. I to dosłownie. Co przechodzę koło sklepu w drodze na uczelnię - nie ma bata, wejdę po coś słodkiego. Wydaję swoje pieniądze z tygodniówki, żeby kupić sobie coś, co mnie uszczęśliwia i unieszczęśliwia zarazem. Nie wiem jak mam to pokonać, bo to wraca za każdym razem i mam wrażenie, że coraz mocniej.
Tak, widzę siebie w wieku 30 lat, jako starą pannę, spasioną, niemogącą się ruszyć.
Ja nie wiem, czy to kwestia tego co widzę w lustrze, czy jaka cholera? Chyba jednak przywiozę sobie wagę do Wrocławia, może liczby coś ze mną zrobią, kopną w dupę, cokolwiek?